Program Identyfikacji Talentów PZT Januszkowo 2021.

Miałem przyjemność być trenerem, podczas obozu PIT w Januszkowie i chciałbym się podzielić kilkoma obserwacjami.

Scanning – przegląd stanu tenisa u10.

Pierwsza rzecz jaka mi się nasuwa na myśl, to to, że takie obozy i obserwowanie młodych talentów, powinno być systemowo prowadzone od lat. Piękny przykład mamy z Emmą Raducanu, której filmy w wieku 9 lat, pojawiły się w sieci – z turniejów. Chcesz sprawdzić, to obejrzyj film na Youtube

https://www.facebook.com/simon.wheatley.942/videos/2746908508940926

lub u Simona Wheatleya na FB – ocena techniki w centrum LTA – trzeba być zalogowanym by zobaczyć https://www.facebook.com/simon.wheatley.942/videos/2746908508940926

Czyli inni robią taki scanning u najmłodszych, co najmniej od dekady 🙂

Wspólnota – razem wygrywamy, razem przegrywamy, przyjaźń zostaje.

Druga sprawa, to jak bardzo te dzieci, porozrzucane są po kraju. Tutaj znów wrócę do moich obserwacji, co do działania klubów, a właściwie jak mało zorganizowanych miejsc, mamy w kraju- tu odsyłam do osobnego wpisu >> TU   <<. Dla dzieci z PIT-ów, jest to ogromna szansa spotkać się na dłużej, niż tylko przelotnie na turnieju, by wspólnie pograć i poćwiczyć. Buduje to, dużą grupę dzieciaków, które mają wspólny cel- grać tenisa na najwyższym, możliwym poziomie. Granie w takiej grupie pozwala rywalizować z osobami o przeróżnych umiejętnościach i stylach gry. Jeden gra prawa, ktoś inny lewą ręką, ktoś gra mocny topspin, ktoś inny płasko, a jeszcze kolejna osoba, fajnie miesza rytm i gra super slajsem. Mając ograniczoną liczbę dzieci w klubie, jest to sytuacja mega komfortowa. Tutaj grali każdy z każdym, w różnych konfiguracjach i przy różnych założeniach taktycznych. Uczyli się poprzez grę. Nawiązując również przyjaźnie, często na całe życie.

Przez taktykę, doskonalę technikę.

Trzecia sprawa. Często słychać w kuluarach dyskusję, czy warto wysyłać dziecko na „kadrę”, czy na taki obóz PIT? Część trenerów jak mantrę powtarza, że nie wysyłają dzieci na kadrę, bo tam zmieniają dzieciom chwyty – a jak wiadomo zmiana chwytu powoduje rozchwianie uderzenia i wymaga to dużo czasu, by wyprowadzić zawodnika na prostą. Także tutaj pragnę uspokoić – Nie zmieniał nikt dzieciom chwytów 🙂 ALE…. Jest też druga strona medalu – na moje oko, około połowa z tych dzieci musi zmienić chwyt do serwisu! Jednak na obozie PIT, nie jest naszą rolą zmiana chwytów dzieciaczkom, tylko zwrócenie uwagi trenerom, co i jak poprawić. Problemem jest, że w gronie tak dobrych dzieciaków, przefiltrowanych przez selekcję, wciąż taki procent ma z tym problem. Czyli problemem jest szkolenie w klubach. Skoro dzieci , a uczciwie powiedzieć powinienem, że duża część- nie wszyscy, w wieku 10 lat nie ma poprawnego chwytu, to jest to problem systemowy. Piotr Unierzyski jeździł po kraju z warsztatami „Cała polska serwuje dobrze”, ale mam wrażenie, że nie przebiło się to wszędzie, bo często na szkolenia i warsztaty jeżdżą te same osoby, a w pozostałych klubach, nie ma odpowiedniej edukacji i poziomu nauczania. Rozumiem, że nie jest to łatwy temat, bo sam mam w klubie tego przykłady, ale jeśli mamy myśleć o graniu zawodniczym, nie amatorskim, to tutaj nie widzę taryfy ulgowej. Lekarz nie może sobie pozwolić na błędy, tak samo trener. Bo rujnuje, swoim brakiem kwalifikacji, czyjąś przyszłość. Zmienianie chwytu u 12, czy 13 latka, będzie koszmarem. Ani on, ani trener nie będzie miał łatwego czasu. ŁATWIEJ NAUCZYĆ, NIŻ ZMIENIAĆ. Bo żeby zmienić, trzeba oduczyć, czyli tracimy czas i energię na coś, co powinno być wykonane wcześniej.

Na konferencji w Kaliszu pokazywaliśmy przykłady sytuacji meczowych, jakie zawodnicy mieli rozwiązywać:

– serwis z korytarza

– wprowadzenie przy ustawieniu w rogach kortu po przekątnej

– Gra z anty celem,

– rozegranie punktów z jednym podbiciem w wymianie itp., itd.

i wiele innych. Pytano mnie, o co chodziło z tymi ćwiczeniami. Otóż chodziło o to, by pokazać, że nikt tam nie zmieniał dziecku chwytów, zamachów itd. Tylko poprzez zadania taktyczne, np. serwis z korytarza, miały dzieci doskonalić serwis slajsowany i z drugiej strony pronację w płaskim lub topspinie. W grze z rogów kortu miały uczyć się, kiedy grać w otwarte, a kiedy „przeciw nogom”. Nie było tam ćwiczeń zamkniętych, nikt nie posiadał nawet kosza z piłkami, tylko nosiliśmy je w kartonie 🙂 Tak, można prowadzić trening bez kosza, na takim obozie.

Czasem trzeba się cofnąć, by lepiej ocenić, czy idę w dobrym kierunku.

Kolejna sprawa, to dla niektórych osób, powrót na zieloną piłkę. Tak zieloną i tak powrót. Dlaczego to podkreślam? bo było grono osób, które grywa już na żółtym poziomie. Co to powodowało? Moim zdaniem nabieranie złych nawyków, np. te dzieci częściej dążyły do chwytów ekstremalnych, te dzieci częściej były okopane za linią końcową i ja tak obrazowo mówię, że „to piłka odbijała się od nich, a nie one uderzały piłkę”. Z tego też powodu, nie wchodziły w kort, nie generowały gry kątowej i nie chodziły do siatki. Czyli dla mnie, obraz dawnej hiszpańskiej szkoły – daleko z tyłu i pod górę. Powrót na zieloną piłkę wymusił więcej poruszania do przodu, więcej wchodzenia na piłkę i śmielsze puszczenie ręki- co dla mnie jest jednym z kluczowych elementów, nie pchać, a uderzać. Jeśli dziecko utrwali sobie wstrzymywanie ręki, ciężko będzie to zmienić. Zielona piłka pozwoliła, na wygenerowanie więcej dynamiki w uderzeniach i kreatywności w grze. Duża ilość gier deblowych, a także bonusy– np. poprzez dodatkowe punkty za wygranie akcji pod siatką, zachęcała do gry wolejem i realizowania innych zadań.

Motto mojego klubu to – Łączy nas tenis. Tak jest na obozach PIT.

Kolejnym ważnym punktem obozu, było połączenie dziewcząt i chłopców do gry. Ma to aspekty socjalizacyjne, wychowawcze, ale także tenisowe. Kilku chłopców komentujących, że jak to „z dziewczynami mają grać?”, żałowało, że się odezwało, gdy gra kończyła się 10-4, dla płci „słabszej” 😉 Zielona piłka umożliwiała niemal dowolne parowanie zawodników, nauki, że gdy mój partner słabiej serwuje, to mogę być celem pod siatką, więc skupienie na woleju, gdy ktoś dobrze serwuje, to staram się przeciąć i skończyć pod siatką już return. Można tych przykładów mnożyć.

Współpraca buduje – rozwój kosztuje. Kto nie idzie do przodu, ten się cofa.

Podstawowy cel to ocena i analiza tenisowa oraz sprawnościowa, naszych młodych talentów. Czy jest coś co wymaga natychmiastowej korekty, czy coś co trzeba przypilnować w najbliższym czasie, jakim typem zawodnika będzie nasz podopieczny i jakie cechy, przy takim stylu gry, będą kluczowe i musimy je bardzo rozwijać, jako jego broń. Czy ma już 170 cm i będzie na pewno bazować na serwisie, czy może nie będzie wysokiego wzrostu, ale genialnie porusza się po korcie, ma świetne czucie piłki i gry. Gdzie są jeszcze obszary do doskonalenia, co można robić lepiej. Musimy już budować obraz zawodnika za kolejne 10 lat. Ocena ta jest punktem wyjścia do rozmowy w klubie z trenerami, pomocy im w doskonaleniu tego, czego potrzebuje jego zawodnik. Ocena z oddali jest łatwiejsza, bo czasem będąc na co dzień z zawodnikiem tracimy świeżość spojrzenia, że na przykład zawodnik zaczął opuszczać łokieć. Na koniec, to pytanie do trenerów – ilu z Was jest gotowych podjąć współpracę z Piotrem i PZT, w celu jak najlepszego wykorzystania możliwości waszych zawodników? Strach przed „podebraniem” zawodnika, nie powinien tu mieć miejsca, bo nikt nie chce przejmować kompetencji trenera, tylko go wspomagać. Na to pytanie nie znam odpowiedzi, czas pokaże. Jednak Brawa należą się dla Piotra Unierzyskiego i PZT za taką inicjatywę i jej wprowadzenie w życie. Bez zadbania o podstawy piramidy, nigdy nie będzie jej czubka.

Sparing tenisowy – czy jest potrzeba, szansa i ma miejsce?

Sparing tenisowy – jak, gdzie i po co ? Dziś chciałbym poruszyć kolejny temat tenisowy z zawodniczego podwórka. Najpierw zdefiniujmy co to w ogóle jest ten sparing. Zapytałem “googla” i Wikipedia mówi : „Sparing – jest to walka treningowa lub kontrolna w celu sprawdzenia formy zawodnika. Można również użyć tego określenia do nazwania spotkania towarzyskiego dwóch drużyn, mającego charakter szkoleniowy. „

Zatem jest to coś, co z założenia wynik odsuwa na dalszy plan, tylko ma na celu sprawdzenie w jakim miejscu jesteśmy z zawodnikiem – np. jak zareaguje na rytm i stres meczowy, jak realizuje założenia taktyczne, jak wykonuje technicznie w tempie meczowym uderzenie, nad którym pracuje itp. itd.

Po co mi sparing?

Czy nasi zawodnicy są gotowi odłożyć wynik na bok, by skupić się na rozwoju tenisowego rzemiosła? Niestety nie jestem tego taki pewien, bo patrząc na mecze turniejowe, widzę bardzo jednowymiarowy tenis – klepanie zza końcowej, brak podejścia do siatki, brak zmiany rotacji i tempa, mało lub całkowity brak gry slajsem. Oczywiście jest to uogólnienie dotyczące powiedzmy 80 % zawodników. Czy trenerzy pracują nad przełamaniem tego – też nie jestem pewien, bo u nas w kraju, ciągle bardziej ceni się doraźny wynik, niż proces rozwoju zawodnika. A w młodym wieku klepanie i przebijanie ma się lepiej, niż ofensywna, urozmaicona gra.

Halo czy są tu jacyś tenisiści?

Czy przy braku klubów lub jak kto woli, szczątkowym ich istnieniu, mamy zawodników w odpowiedniej ilości i poziomie, by móc się spotkać i sparować? Kto nie wie o czym piszę odsyłam do poprzedniego wpisu o Klubach tenisowych w Polsce. Czy mamy fizycznie tylu zawodników z danego rocznika na miejscu, by mieć z kim grać? Czy są oni rozsypani po całym kraju? Nawet z perspektywy dużego miasta Warszawy, nie jest łatwo, nie jest to tak proste, bo by przejechać z jednego na drugi koniec miasta, to szybciej z Piotrkowa do Łodzi się dojedzie 🙂 A jak wiemy czas dziś jest bardzo cenny. Czyli nie zawsze jest z kim grać. Im wyższy poziom i kategoria wiekowa (od kadetów spadek zawodników jest mocno zauważalny), to grupa się znacznie zawęża. Łukasz Kubot trenuje w Pradze, bo ma tam dużo różnorodnych sparingpartnerów, czego w Polsce nie mógł zrealizować.

Nie gram ze słabszymi, a ten jest za mocny.

Trzecia sprawa – czy jak już jest z kim sparować, to czy możemy? Czy nie jest tak, że z nim nie zagram, bo … tu wstaw dowolnie – oszukał mnie 2 lata temu przy po 15 / on się koleguje z XYZ, a ja go nie lubię / moi i jego rodzice się nie lubią / jak z nim zagram sparing, to będzie wiedział jak gram i się nauczy ze mną grać/ on jest za wysoko w rankingu / nie gram z nikim niżej w rankingu – tak tak, takie teksty można usłyszeć.

Nie zapłacę za sparing i co mi pan zrobi?

Czwarta sprawa – czy trener i sztab=czytaj rodzice są zgodni, po co jest sparing i chcą je organizować. Czy rodzic, czyli pierwszy sponsor rozumie, że jest to element treningu i trenerowi należy się za to również wynagrodzenie? Jednak tematu pieniędzy nie ominiemy. Dyskutuje z rodzicami i widzę różne podejście do tematu. Z jednej strony są osoby, które chętnie oddałyby dziecko pod opiekę trenera nawet na weekend turniejowy – kwestia uzgodnienia warunków między stronami, ale np. trener nie chce, bo ma X godzin na korcie, więc ma wygórowane wymagania finansowe, a poza tym, w sumie to nie chce na weekend wyjeżdżać.

Druga strona medalu – rodzic traktuje obecność na sparingu/turnieju, jako płacenie „za siedzenie” trenera, a on przecież ma grać/stać z koszykiem/odbijać z zawodnikiem/ wystrzelać 10.000 słów na godzinę… Tylko jak trener ma prowadzić zawodnika, nie widząc go w meczach turniejowych, jak nie widzi go na sparingach? To tak, jakby nauczyciel w szkole nie robił sprawdzianów, tylko „wykładał”. Trener może pokazać, że to nie jest puste siedzenie, np. poprzez robienie statystyk, czy notatek, coaching w trakcie – np. kierunek serwisu- gdzie jak kiedy, wykres momentum, czyli czy zawodnik umie wygrywać punktu seriami, czy zazwyczaj wygrywa przegrywa na zmianę= problem z wygraniem gema, czy poprawnie wykonuje uderzenia, czy podejmuje właściwe decyzje taktyczne itp. itd. Potem trzeba to wykorzystać do planowania – gdzie jestem >>> dokąd zmierzam. Na pewno jest to mocny argument w dyskusji z rodzicem.

Bo ja mam turniej.

Piąta sprawa – czy mamy zaplanowany czas, by te sparingi wpleść w proces szkolenia? Czy zawodnik jest ciągle między jednym, a drugim turniejem i odpowiedz sztabu – nie ma kiedy 🙂 Czy rozgrywając 200 meczy singlowych i 100 deblowych jest na to jeszcze miejsce ?

Widzę tutaj kilka wyzwań dla samego środowiska. To już od nas zależy czy będziemy współpracować, czy sobie pomagać, czy rzucać kłody pod nogi. Razem możemy więcej 😉 Spotkajmy się na korcie ! Jeśli podzielasz mój punkt widzenia, zapraszam do wspólnych treningów, czy konsultacji. Swojego zawodnika też konsultuje z innymi trenerami, bo czasem coś umyka, jak nie potrafimy się zdystansować. Wymiana poglądów powinna być czymś naturalnym, tak możemy się rozwijać – to oznaka mądrości, a nie braku kompetencji. Jeden z trenerów ITF Expert powiedział, żę 90% rzeczy nauczył się od innych trenerów, a swojego warsztatu i pomysłów to może 10 %.

Tym miłym akcentem zakończę. Kolejny wpis będzie poświęcony bardziej technicznym aspektom serwisu. Zapraszam do „lajkowania i udostępniania”, żebym wiedział, że czytacie !

Klub tenisowy – czy w Polsce istnieje prawdziwy?

Co rozumiem pod pojęciem “prawdziwy klub tenisowy”? Taki, który jest w stanie wychować i zapewnić rozwój zawodnikom, od inicjacji – przyjmijmy 4-7 lat – do wkraczania w profesjonalną karierę tenisową. Taki który opiera swoje działanie na zasadzie piramidy – szeroka podstawa, aż po szczyt – czyli grę na poziomie ATP i WTA, który uda się osiągnąć niewielu. Po drodze wychowując cale grono osób, grających na poziomie rywalizacji OTK w kraju. Na razie zostawiłbym na boku, choć to trudne, sprawy finansowania takiej kariery. Pytanie czy i kto stawia sobie takie cele i szuka sposobu, buduje system, by to osiągnąć ?

Zawodnik czy zawodowiec?

W moim rozumieniu:

-Osoba pozostająca w systemie szkolenia, bez udziału w turniejach, choćby klubowych – to dla mnie są osoby po prostu grające w tenisa – tutaj widzę sporą szansę na upowszechnianie tego sportu miejsce dla programu tenis 10, cardio tenis, tenis express itp.

-zawodnik, to osoba grająca turnieje klubowe, amatorskie takie jak np. cykle Grand Prix Warszawy – dla mnie to osoby również poza obiegiem PZT, czyli SiA – bo tutaj po ATP(amatorski tenis polski) pozostało poletko do zagospodarowania, na co liczę ze strony władz związku, że zostanie dostrzeżone.

– zawodnik wyczynowy grająca na poziomie PZT – wyczyn wiąże się z podróżami na turnieje, punkty rankingowe, zintensyfikowany proces szkolenia itp, część osób nie myśli o graniu w tenisa zawodowo, pozostaje na tym poziomie. Traktuje to jako świetną szkołę życia – sport najlepiej kształtuje charakter. ( może moje podejście jest związane ze studiami na AWF, gdzie sport wyczynowy również był na poziomie krajowym). Przechodzi przez rożne poziomy i kategorie wiekowe Tenis10 u12, u14, jeszcze U16… potem wykruszają się z racji dużej dysproporcji miedzy nimi i zawodowcami.

– zawodowy tenisista, grający by prowadzić profesjonalna karierę i żyć z tego, przebija się przez turnieje TE, ITF, ATP czy WTA. Wymaga to ogromnego poświęcenia i zaangażowania – sztabu ludzi i sporych pieniędzy, jednak tego tematu nie unikniemy 😉

Potrzeba nam dzieci z takim przesłaniem.

“Za moich czasów…” czyli trochę marudzenia.

Może w zrozumieniu mojego punktu widzenia pomoże moja historia. Pochodzę z Piotrkowa Trybunalskiego, który znany jest na mapie tenisowej, bo jak na tak małe miasto, tenis zawsze tam prężnie działał. Był klub tenisowy. Ale brało się to z dość dużej powszechności i aktywności środowiska, ilości turniejów i imprez towarzyszących. W rocznikach było kilkanaście osób rywalizujących w turniejach. Mogliśmy sparować z kolegami rok, dwa, czy też jeszcze starszymi, ale też i młodszymi. Graliśmy single, ale też dużo debli, bo obłożenie kortów było duże i nie było tyle miejsca na indywidualne treningi. Na turnieje jeździliśmy grupą najczęściej z trenerem, organizacja był prostsza i koszty rozkładały się na wiele osób – np. wyjazdy pociągami czy busami. WTK, OTK, Drużynówki… wszystko było. Znajomości i przyjaźnie na lata. Współpraca.

Na swoim profilu FB Wiesław Kozica umieszcza ostatnio sporo archiwalnych materiałów, warto zajrzeć 😉 . Z wiekiem, ci ze słabszymi wynikami naturalnie odpadali z rywalizacji o puchary, ale często brali udział w WTK-ach i turniejach klubowych – mój brat nie rywalizował o czołówkę PZT, ale czynnie brał udział w treningach i turniejach, ma to doświadczenie na całe życie. Po nastu, jak nie kilkudziesięciu latach bez rakiety w ręku, wyszliśmy na kort i byłem zaskoczony, że jest w stanie dobrze grać – oczywiście czucia musiał poszukać, troszkę poprzypominać sobie.

Klub tenisowy.

Czy dziś są takie miejsca? Istnieją kluby, które wychowują zawodników od podstaw? Są programy, gdzie robi się nabory, selekcję? Dziś słowo selekcja nabrało negatywnych cech, bo chce nam się wmówić, że wszyscy jesteśmy sobie równi, a tak nie jest. Każdy sport wymaga nieco innych cech fizycznych i psychicznych. Nie każdy daje sobie rade w sporcie indywidualnym, a lepiej odnajduje się w grupowych grach. Niski, lekki będzie ćwiczył gimnastykę, a duży ciężki może trójbój siłowy, szybki – biegi krótkie, wytrzymały – długie dystanse itd. upraszczam. Kiedyś selekcja była naturalnym elementem doboru do różnych dyscyplin sportowych, ale to zaczynało się już w szkole, gdzie nauczyciele wyłapywali zdolnych i kierowali do sekcji, ale czy dziś takie sekcje, kluby istnieją? Czy mamy gdzie pokierować dzieci? Wróćmy do pytania – są dziś kluby prowadzące nabory, ale czy są w stanie poprowadzić zawodnika, aż do profesjonalnej kariery? Tu już odpowiedź nie jest taka oczywista.

Moim zdaniem nie. Patrząc na nasz tenisowy krajobraz, widać, że zawodnicy zmieniają kluby, trenerów, nawet miasta w poszukiwaniu lepszych dla siebie rozwiązań. Przynależność klubowa kiedyś odpowiadała miejscu, z którym zawodnik był związany. Dziś to tylko tabela w kolumnie na stornie PZT – potrzebna by brać dotacje. Ale może my nie potrzebujemy już klubów. Zmieniły się realia. Zawodnik ma dziś większe możliwości. Trener tenisowy, przygotowania fizycznego, fizjoterapeuta, psycholog- to nie sztab profesjonalnego zawodnika z list ATP, a wielu młodych adeptów. Czy zatem jest miejsce na klub tenisowy, czy są tylko takie, które często zostały w minionej epoce ze swoimi „działaczami” i trenerami z koszykiem, którzy szkolą, jak ich szkolono 40 lat temu.

Czy dziś jest miejsce dla klubów?Wymieniłbym jeden klub, może jeszcze kilka aspirujących, który tworzy pewien system i podwaliny pod to, ale chyba lepiej, by każdy sam się rozejrzał i pomyślał, włączył do dyskusji, nie chcę nikogo promować, nikomu ujmować. Już z kolejnym klubem mam problemy. Dlatego nawet w bliższej mi obecnie stolicy, nie widzę miejsca, które potrafiłoby zadbać i poprowadzić zawodników. Kiedyś taki plan przyświecał klasom sportowym w Tie breaku, z których wyszło parę osób próbujących grać na poziomie ITF i ATP. Ale to już przeszłość…

Trening tylko indywidualny.

A może przewrotnie powiem, że nie ma miejsca w tenisie na kluby, klasy sportowe. Na marginesie – ile klas sportowych tenisowych jest w kraju? Tie break, Radzionków, Kozerki i Sopot – tyle znam. To sport indywidualny i może ambicje indywidualnych osób zawsze wygrają i nie da się, w dłuższej perspektywie, utrzymać tylu EGO (upraszczam) w jednym miejscu. Może droga każdego jest tak różna i potrzeby tak zindywidualizowane, że wymaga to tak skupionego na jednostce programu, że wyklucza „klubowe” podejście. Może dziś to jest jedyna droga – ponieść ten koszt finansowy, czasowy i organizacyjny – indywidualnych treningów od najmłodszych lat? Rodzic jest często menadżerem/sponsorem/trenerem – o mojej wizji współpracy pisałem tutaj KLIK . Jak zdarza mi się słyszeć “ze słabszymi (niżej w rankingu) nie gram sparingów” – to będzie temat kolejnego wpisu! to się zastanawiam jak pogodzić to, w życiu klubowym lub indywidualnej ścieżce?

A może potrzebujemy hybrydy – klub tenisowy, takie podejście na początku- powiedzmy tenis 10 i U12 czy nawet U14, a dalej już indywidualna ścieżka dochodzenia do mistrzostwa ?

Chciałbym wierzyć, że da się zorganizować działalność klubu tenisowego od A do Z w jednym miejscu. Porozmawiajmy, jak to zrobić, by odżyło życie klubowe. A może zburzmy mit o klubach, niech każdy występuje pod imieniem i nazwiskiem, tylko z dopiskiem trenera – sprawdzimy na liście PZT LICENCJONOWANI TRENERZY kto kogo prowadzi? Po co wypłacać klubom nagrody za wyniki, skoro same nikogo nie wychowują, tylko “przejmują na papierze”. Proszę Was o opinie i komentarz. Zapraszam do dyskusji.

Lubię to zdjęcie, a Wam jak się podoba? No właśnie to była inna epoka 😉

Maciej

Rola rodzica w treningu dziecka.

Rola rodzica w treningu dziecka – program Tenis10 i dalej w przyszłość.

IMG_4162ressss800

Zawsze dziecko powinno być podmiotem, nie przedmiotem. To ono musi chcieć grać, czerpać radość, być zaangażowanym i wiedzieć, czego się od niego oczekuje. Rodzić często jest pierwszą osobą, która decyduje, że zaprowadzi dziecko do klubu. Czasem, to dziecko prosi o trening, bo kolega z przedszkola, szkoły się pochwalił super zajęciami. To, czy dziecko polubi dany sport, zależy od jakości treningu (gry, zabawy, przyrządy dopasowane do wieku i możliwości), atmosfery w klubie, grupie i od kontaktu z trenerem. Czyli rodzić musi przekazać dziecko w ręce trenera. Musi zaufać, że trafił do fachowca, który wie co robi ( polecam swój artykuł o uprawnieniach w tenisie i osobach, które możecie spotkać na kortach. Wymagać on będzie uaktualnienia, wraz ze zmianami tych stopni, ale to w niedługiej przyszłości.) Jednak jeżeli dziecko nie chce, nie lubi, nie sprawia mu to radości, może to nie ten sport, może to nie ten czas, może trzeba poczekać. Lepiej dać czas, niż zmuszając do treningów wbrew woli, zniechęcić do sportu na całe życie.

IMG_0175RES

Tutaj następuje pierwsze rozdzielenie ról, rodzic nie jest trenerem ! To wymaga mocnego podkreślenia. Jeżeli sam, nie prowadzi treningów, tylko oddaje pod opiekę trenerowi klubowemu, to godzi się z tym faktem. Ja zawsze proszę rodziców, by jeżeli decydują się wejść na kort, przyjrzeć się treningowi, to trener jest osobą, która przejmuje dowodzenie,a rodzic nie komentuje, nie podpowiada, nie krytykuje itp. Rodzic nie może wchodzić w kompetencje trenera, nawet jeżeli ich własna pociecha rozbryka się nadmiernie, to trener ma interweniować i „przywołać do porządku”. Rodzić powinien wspierać, motywować i nakręcać pozytywnie do działania. Nie może rodzic i trener, być w tym samym czasie osobą, której dziecko powinno słuchać, bo nie usłyszy żadnego z dwojga. Jeżeli rodzic próbuje wejść w buty trenera, to tylko będzie rodziło konflikt na linii trener-rodzic oraz będzie wysyłało sprzeczne komunikaty dla dziecka. Rodzic zawsze będzie bliższy dziecku, ale wchodząc na kort, to trener przejmuje stery. Po to je przecież zaprowadziliście do klubu, czyż nie? Zaufajcie trenerowi, że wie co robi. Jego doświadczenie, uprawnienia, sympatia zawodników jest tego gwarancją. Czy chcielibyście, by trener tenisa, pouczał was w waszej pracy? Jeżeli macie pytania, uwagi, to porozmawiajcie w cztery oczy , bez udziału dziecka. Obojgu wam zależy na dobru dziecka, więc dlaczego nie rozmawiać? Nie ma nic gorszego, niż otwarta krytyka, pouczanie, „podpowiadanie trenerowi” przez rodzica. Burzy to całe zaufanie i podważa kompetencje. Czasem brak publicznej odpowiedzi, jest odbierany, jako brak argumentów – NIE. Po prostu o dziecku, nie przy dziecku. Porozmawiajmy na boku, bez dziecka, nie dlatego, że nie chcę, tylko dlatego, że to lepsze dla dziecka, na którym nam obojgu zależy. Razem możemy więcej ! Już dziś, od najmłodszych lat, często sztab trenerski to: trener tenisa, trener przygotowania fizycznego, psycholog, dietetyk, lekarz itp. Dla dobrych efektów, sztab musi ze sobą współpracować.

IMG_5346pores

Czyli dziecko rozpoczęło treningi. Rodzic chciałby, by dziecko szybko odniosło sukcesy. Przecież rodzic jest pierwszym sponsorem i menadżerem. Tylko trzeba mieć świadomość, że wyszkolenie zawodnika – wyczynowego- to proces trwający ponad 10 lat. Dziecko uczestniczące w programie Tenis10, nie może być traktowane jako przyszły mistrz świata i mieć stawianych takich wymagań. Jeżeli dziecko mówi, że chce ograć Federera, to SUPER. Niech trenuje! Ale nie może mu tego narzucać rodzic. Dziecko ma się rozwijać, uczyć, bawić, bez presji wynikowej. Jeżeli zapewnimy mu warunki do rozwoju, to wyniki same się pojawią. Należy rozróżnić osoby z nastawieniem, na wyczynową grę – w późniejszych latach, od rekreacji ruchowej – na całe życie. W pierwszych latach różnica głównie polega na ilości treningów i turniejów. Osoby uzdolnione ruchowo, ale mniej trenujące, mogą na początku osiągać równie dobre wyniki turniejowe, jak te trenujące częściej. Potem, ta różnica się zwiększa i ilości godzin spędzonych na korcie, nie da się oszukać – jaka praca, takie wyniki.

IMG_1154poRES

Turnieje. Trochę nawiąże tutaj do poprzedniego wpisu – KLIK. Rodzic ma wspierać i być dobrym duchem w tej drużynie, a od merytorycznej oceny gry jest trener. Jeżeli rodzic będzie działał negatywnie, na psychikę dziecka, to zrazi je do rywalizacji i sportu. Dziecko ponad wynik sportowy, przedkłada miłość rodzicielska i zadowolenie rodzica. Dajmy dziecku grać i uczestniczyć w święcie sportu, jakim jest turniej. Mamy przykłady zawodników w kraju, którzy pokonywali w czasach młodzieżowych, czy juniorskich obecną czołówkę światową, ale z jakiegoś powodu w dorosłym tenisie, to nie rodacy, są na pierwszych miejscach rankingu. Tylko właśnie te “inne osoby”. Dlaczego? W kategorii Tenis10 wynik nie jest najważniejszy, tylko rozwój. Później, obciążenia trzeba rozkładać jeszcze delikatniej i mądrzej, bo ilość treningów, startów będzie lawinowo  rosnąć. Jeżeli dziecko jest zdolne, ma predyspozycje i będzie mądrze prowadzone, to wyniki przyjdą. Tylko jeżeli zabijemy radość na początku kariery i obarczymy dziecko presją wynikową od najmłodszych lat, to wypali się, zanim zdąży zaistnieć na światowych kortach. Częstym błędem jest wystawianie zawodnika zdolnego, ale młodego, do gry z dużo starszymi zawodnikami. Chęci przerastają możliwości. Przeciążenia, jakie znosi ciało zawodnika, nie pozostają beż wpływu na jego zdrowie w dalszym etapie kariery. Trzeba mieć szerszą perspektywę, czy chcemy wygrać dziś, czy wygrywać jutro i pojutrze.

Dom. Tutaj największa jest rola rodzica, by pomagał wspólnie z trenerem kształtować odpowiednie postawy. Sen przed turniejem, odpowiednie posiłki, higiena ciała i umysłu. To wszystko składa się na wynik sportowy. Jeżeli nauczymy dziecko, od najmłodszych lat, przygotować się fizycznie i mentalnie, to i w innych sferach życia osiągnie lepsze wyniki, nie tylko w sporcie. Ze swoich doświadczeń pamiętam, że uczestnictwo w turniejach, wymuszało większą dyscyplinę w szkole. Musiałem sam nadrobić zaległości, a zatem lepiej zorganizować czas, bo nie miałem go tyle, by go marnotrawić. Treningi nie przeszkadzały osiągać dobrych wyników w szkole, wręcz przeciwnie- uczyło koncentracji, dobrej organizacji, systematyczności. Dziecko musi nabrać pewnej rutyny i świadomości, że na trening, czy turniej musi się przygotować – strój, sprzęt, napoje, posiłki itp. Przygotowanie nie rozpoczyna się na rozgrzewce, ale co najmniej dzień wcześniej. Dlatego jestem zwolennikiem kupienia dziecku torby czy plecaka tenisowego, za który samo dopowiada – co w nim jest i pilnuje by mieć go ze sobą. Uczy samodzielnie rozwiązywać problemy jak np. ten poniżej – w korcie czy aut ? – pozwalam im rozwiązać problem 😉

IMG_9569RES

Wymaga to czasu na naukę, ale efekt pojawi się nie tylko na korcie, bo jak dziecko nauczy się pilnować torby tenisowej, to i plecaka szkolnego nie zgubi 😉 Także posiłki muszą być o odpowiedniej porze, nie tuż przed treningiem, bo z ciężkim brzuchem, ciężko biegać po korcie. Czy dziecko oglądało bajki do późna, czy miało odpowiednią ilość snu? Czy zapewnimy dziecku odpowiedni strój, sprzęt – np. bidon na picie, ręcznik i koszulka do przebrania? To wszystko należy wypracować wspólnie z trenerem. Ty ufasz trenerowi, a trener ufa tobie… tu już idziemy w kolejne dygresje, które może rozwinę w kolejnych wpisach – co powinna zawierać torba tenisowa 🙂

Kilka artykułów w tej materii:

http://www.junior.sport.pl/junior/1,143109,17523455,6_bledow_najczesciej_popelnianych_przez_rodzicow_malego.html

http://sportpozytywny.org.pl/publikacje/praca-z-malym-sportowcem–pomiedzy-frustracja-a-satysfakcja-nasze-zawodowe-refleksje-