Klub tenisowy – czy w Polsce istnieje prawdziwy?

Co rozumiem pod pojęciem “prawdziwy klub tenisowy”? Taki, który jest w stanie wychować i zapewnić rozwój zawodnikom, od inicjacji – przyjmijmy 4-7 lat – do wkraczania w profesjonalną karierę tenisową. Taki który opiera swoje działanie na zasadzie piramidy – szeroka podstawa, aż po szczyt – czyli grę na poziomie ATP i WTA, który uda się osiągnąć niewielu. Po drodze wychowując cale grono osób, grających na poziomie rywalizacji OTK w kraju. Na razie zostawiłbym na boku, choć to trudne, sprawy finansowania takiej kariery. Pytanie czy i kto stawia sobie takie cele i szuka sposobu, buduje system, by to osiągnąć ?

Zawodnik czy zawodowiec?

W moim rozumieniu:

-Osoba pozostająca w systemie szkolenia, bez udziału w turniejach, choćby klubowych – to dla mnie są osoby po prostu grające w tenisa – tutaj widzę sporą szansę na upowszechnianie tego sportu miejsce dla programu tenis 10, cardio tenis, tenis express itp.

-zawodnik, to osoba grająca turnieje klubowe, amatorskie takie jak np. cykle Grand Prix Warszawy – dla mnie to osoby również poza obiegiem PZT, czyli SiA – bo tutaj po ATP(amatorski tenis polski) pozostało poletko do zagospodarowania, na co liczę ze strony władz związku, że zostanie dostrzeżone.

– zawodnik wyczynowy grająca na poziomie PZT – wyczyn wiąże się z podróżami na turnieje, punkty rankingowe, zintensyfikowany proces szkolenia itp, część osób nie myśli o graniu w tenisa zawodowo, pozostaje na tym poziomie. Traktuje to jako świetną szkołę życia – sport najlepiej kształtuje charakter. ( może moje podejście jest związane ze studiami na AWF, gdzie sport wyczynowy również był na poziomie krajowym). Przechodzi przez rożne poziomy i kategorie wiekowe Tenis10 u12, u14, jeszcze U16… potem wykruszają się z racji dużej dysproporcji miedzy nimi i zawodowcami.

– zawodowy tenisista, grający by prowadzić profesjonalna karierę i żyć z tego, przebija się przez turnieje TE, ITF, ATP czy WTA. Wymaga to ogromnego poświęcenia i zaangażowania – sztabu ludzi i sporych pieniędzy, jednak tego tematu nie unikniemy 😉

Potrzeba nam dzieci z takim przesłaniem.

“Za moich czasów…” czyli trochę marudzenia.

Może w zrozumieniu mojego punktu widzenia pomoże moja historia. Pochodzę z Piotrkowa Trybunalskiego, który znany jest na mapie tenisowej, bo jak na tak małe miasto, tenis zawsze tam prężnie działał. Był klub tenisowy. Ale brało się to z dość dużej powszechności i aktywności środowiska, ilości turniejów i imprez towarzyszących. W rocznikach było kilkanaście osób rywalizujących w turniejach. Mogliśmy sparować z kolegami rok, dwa, czy też jeszcze starszymi, ale też i młodszymi. Graliśmy single, ale też dużo debli, bo obłożenie kortów było duże i nie było tyle miejsca na indywidualne treningi. Na turnieje jeździliśmy grupą najczęściej z trenerem, organizacja był prostsza i koszty rozkładały się na wiele osób – np. wyjazdy pociągami czy busami. WTK, OTK, Drużynówki… wszystko było. Znajomości i przyjaźnie na lata. Współpraca.

Na swoim profilu FB Wiesław Kozica umieszcza ostatnio sporo archiwalnych materiałów, warto zajrzeć 😉 . Z wiekiem, ci ze słabszymi wynikami naturalnie odpadali z rywalizacji o puchary, ale często brali udział w WTK-ach i turniejach klubowych – mój brat nie rywalizował o czołówkę PZT, ale czynnie brał udział w treningach i turniejach, ma to doświadczenie na całe życie. Po nastu, jak nie kilkudziesięciu latach bez rakiety w ręku, wyszliśmy na kort i byłem zaskoczony, że jest w stanie dobrze grać – oczywiście czucia musiał poszukać, troszkę poprzypominać sobie.

Klub tenisowy.

Czy dziś są takie miejsca? Istnieją kluby, które wychowują zawodników od podstaw? Są programy, gdzie robi się nabory, selekcję? Dziś słowo selekcja nabrało negatywnych cech, bo chce nam się wmówić, że wszyscy jesteśmy sobie równi, a tak nie jest. Każdy sport wymaga nieco innych cech fizycznych i psychicznych. Nie każdy daje sobie rade w sporcie indywidualnym, a lepiej odnajduje się w grupowych grach. Niski, lekki będzie ćwiczył gimnastykę, a duży ciężki może trójbój siłowy, szybki – biegi krótkie, wytrzymały – długie dystanse itd. upraszczam. Kiedyś selekcja była naturalnym elementem doboru do różnych dyscyplin sportowych, ale to zaczynało się już w szkole, gdzie nauczyciele wyłapywali zdolnych i kierowali do sekcji, ale czy dziś takie sekcje, kluby istnieją? Czy mamy gdzie pokierować dzieci? Wróćmy do pytania – są dziś kluby prowadzące nabory, ale czy są w stanie poprowadzić zawodnika, aż do profesjonalnej kariery? Tu już odpowiedź nie jest taka oczywista.

Moim zdaniem nie. Patrząc na nasz tenisowy krajobraz, widać, że zawodnicy zmieniają kluby, trenerów, nawet miasta w poszukiwaniu lepszych dla siebie rozwiązań. Przynależność klubowa kiedyś odpowiadała miejscu, z którym zawodnik był związany. Dziś to tylko tabela w kolumnie na stornie PZT – potrzebna by brać dotacje. Ale może my nie potrzebujemy już klubów. Zmieniły się realia. Zawodnik ma dziś większe możliwości. Trener tenisowy, przygotowania fizycznego, fizjoterapeuta, psycholog- to nie sztab profesjonalnego zawodnika z list ATP, a wielu młodych adeptów. Czy zatem jest miejsce na klub tenisowy, czy są tylko takie, które często zostały w minionej epoce ze swoimi „działaczami” i trenerami z koszykiem, którzy szkolą, jak ich szkolono 40 lat temu.

Czy dziś jest miejsce dla klubów?Wymieniłbym jeden klub, może jeszcze kilka aspirujących, który tworzy pewien system i podwaliny pod to, ale chyba lepiej, by każdy sam się rozejrzał i pomyślał, włączył do dyskusji, nie chcę nikogo promować, nikomu ujmować. Już z kolejnym klubem mam problemy. Dlatego nawet w bliższej mi obecnie stolicy, nie widzę miejsca, które potrafiłoby zadbać i poprowadzić zawodników. Kiedyś taki plan przyświecał klasom sportowym w Tie breaku, z których wyszło parę osób próbujących grać na poziomie ITF i ATP. Ale to już przeszłość…

Trening tylko indywidualny.

A może przewrotnie powiem, że nie ma miejsca w tenisie na kluby, klasy sportowe. Na marginesie – ile klas sportowych tenisowych jest w kraju? Tie break, Radzionków, Kozerki i Sopot – tyle znam. To sport indywidualny i może ambicje indywidualnych osób zawsze wygrają i nie da się, w dłuższej perspektywie, utrzymać tylu EGO (upraszczam) w jednym miejscu. Może droga każdego jest tak różna i potrzeby tak zindywidualizowane, że wymaga to tak skupionego na jednostce programu, że wyklucza „klubowe” podejście. Może dziś to jest jedyna droga – ponieść ten koszt finansowy, czasowy i organizacyjny – indywidualnych treningów od najmłodszych lat? Rodzic jest często menadżerem/sponsorem/trenerem – o mojej wizji współpracy pisałem tutaj KLIK . Jak zdarza mi się słyszeć “ze słabszymi (niżej w rankingu) nie gram sparingów” – to będzie temat kolejnego wpisu! to się zastanawiam jak pogodzić to, w życiu klubowym lub indywidualnej ścieżce?

A może potrzebujemy hybrydy – klub tenisowy, takie podejście na początku- powiedzmy tenis 10 i U12 czy nawet U14, a dalej już indywidualna ścieżka dochodzenia do mistrzostwa ?

Chciałbym wierzyć, że da się zorganizować działalność klubu tenisowego od A do Z w jednym miejscu. Porozmawiajmy, jak to zrobić, by odżyło życie klubowe. A może zburzmy mit o klubach, niech każdy występuje pod imieniem i nazwiskiem, tylko z dopiskiem trenera – sprawdzimy na liście PZT LICENCJONOWANI TRENERZY kto kogo prowadzi? Po co wypłacać klubom nagrody za wyniki, skoro same nikogo nie wychowują, tylko “przejmują na papierze”. Proszę Was o opinie i komentarz. Zapraszam do dyskusji.

Lubię to zdjęcie, a Wam jak się podoba? No właśnie to była inna epoka 😉

Maciej

Rola rodzica w treningu dziecka.

Rola rodzica w treningu dziecka – program Tenis10 i dalej w przyszłość.

IMG_4162ressss800

Zawsze dziecko powinno być podmiotem, nie przedmiotem. To ono musi chcieć grać, czerpać radość, być zaangażowanym i wiedzieć, czego się od niego oczekuje. Rodzić często jest pierwszą osobą, która decyduje, że zaprowadzi dziecko do klubu. Czasem, to dziecko prosi o trening, bo kolega z przedszkola, szkoły się pochwalił super zajęciami. To, czy dziecko polubi dany sport, zależy od jakości treningu (gry, zabawy, przyrządy dopasowane do wieku i możliwości), atmosfery w klubie, grupie i od kontaktu z trenerem. Czyli rodzić musi przekazać dziecko w ręce trenera. Musi zaufać, że trafił do fachowca, który wie co robi ( polecam swój artykuł o uprawnieniach w tenisie i osobach, które możecie spotkać na kortach. Wymagać on będzie uaktualnienia, wraz ze zmianami tych stopni, ale to w niedługiej przyszłości.) Jednak jeżeli dziecko nie chce, nie lubi, nie sprawia mu to radości, może to nie ten sport, może to nie ten czas, może trzeba poczekać. Lepiej dać czas, niż zmuszając do treningów wbrew woli, zniechęcić do sportu na całe życie.

IMG_0175RES

Tutaj następuje pierwsze rozdzielenie ról, rodzic nie jest trenerem ! To wymaga mocnego podkreślenia. Jeżeli sam, nie prowadzi treningów, tylko oddaje pod opiekę trenerowi klubowemu, to godzi się z tym faktem. Ja zawsze proszę rodziców, by jeżeli decydują się wejść na kort, przyjrzeć się treningowi, to trener jest osobą, która przejmuje dowodzenie,a rodzic nie komentuje, nie podpowiada, nie krytykuje itp. Rodzic nie może wchodzić w kompetencje trenera, nawet jeżeli ich własna pociecha rozbryka się nadmiernie, to trener ma interweniować i „przywołać do porządku”. Rodzić powinien wspierać, motywować i nakręcać pozytywnie do działania. Nie może rodzic i trener, być w tym samym czasie osobą, której dziecko powinno słuchać, bo nie usłyszy żadnego z dwojga. Jeżeli rodzic próbuje wejść w buty trenera, to tylko będzie rodziło konflikt na linii trener-rodzic oraz będzie wysyłało sprzeczne komunikaty dla dziecka. Rodzic zawsze będzie bliższy dziecku, ale wchodząc na kort, to trener przejmuje stery. Po to je przecież zaprowadziliście do klubu, czyż nie? Zaufajcie trenerowi, że wie co robi. Jego doświadczenie, uprawnienia, sympatia zawodników jest tego gwarancją. Czy chcielibyście, by trener tenisa, pouczał was w waszej pracy? Jeżeli macie pytania, uwagi, to porozmawiajcie w cztery oczy , bez udziału dziecka. Obojgu wam zależy na dobru dziecka, więc dlaczego nie rozmawiać? Nie ma nic gorszego, niż otwarta krytyka, pouczanie, „podpowiadanie trenerowi” przez rodzica. Burzy to całe zaufanie i podważa kompetencje. Czasem brak publicznej odpowiedzi, jest odbierany, jako brak argumentów – NIE. Po prostu o dziecku, nie przy dziecku. Porozmawiajmy na boku, bez dziecka, nie dlatego, że nie chcę, tylko dlatego, że to lepsze dla dziecka, na którym nam obojgu zależy. Razem możemy więcej ! Już dziś, od najmłodszych lat, często sztab trenerski to: trener tenisa, trener przygotowania fizycznego, psycholog, dietetyk, lekarz itp. Dla dobrych efektów, sztab musi ze sobą współpracować.

IMG_5346pores

Czyli dziecko rozpoczęło treningi. Rodzic chciałby, by dziecko szybko odniosło sukcesy. Przecież rodzic jest pierwszym sponsorem i menadżerem. Tylko trzeba mieć świadomość, że wyszkolenie zawodnika – wyczynowego- to proces trwający ponad 10 lat. Dziecko uczestniczące w programie Tenis10, nie może być traktowane jako przyszły mistrz świata i mieć stawianych takich wymagań. Jeżeli dziecko mówi, że chce ograć Federera, to SUPER. Niech trenuje! Ale nie może mu tego narzucać rodzic. Dziecko ma się rozwijać, uczyć, bawić, bez presji wynikowej. Jeżeli zapewnimy mu warunki do rozwoju, to wyniki same się pojawią. Należy rozróżnić osoby z nastawieniem, na wyczynową grę – w późniejszych latach, od rekreacji ruchowej – na całe życie. W pierwszych latach różnica głównie polega na ilości treningów i turniejów. Osoby uzdolnione ruchowo, ale mniej trenujące, mogą na początku osiągać równie dobre wyniki turniejowe, jak te trenujące częściej. Potem, ta różnica się zwiększa i ilości godzin spędzonych na korcie, nie da się oszukać – jaka praca, takie wyniki.

IMG_1154poRES

Turnieje. Trochę nawiąże tutaj do poprzedniego wpisu – KLIK. Rodzic ma wspierać i być dobrym duchem w tej drużynie, a od merytorycznej oceny gry jest trener. Jeżeli rodzic będzie działał negatywnie, na psychikę dziecka, to zrazi je do rywalizacji i sportu. Dziecko ponad wynik sportowy, przedkłada miłość rodzicielska i zadowolenie rodzica. Dajmy dziecku grać i uczestniczyć w święcie sportu, jakim jest turniej. Mamy przykłady zawodników w kraju, którzy pokonywali w czasach młodzieżowych, czy juniorskich obecną czołówkę światową, ale z jakiegoś powodu w dorosłym tenisie, to nie rodacy, są na pierwszych miejscach rankingu. Tylko właśnie te “inne osoby”. Dlaczego? W kategorii Tenis10 wynik nie jest najważniejszy, tylko rozwój. Później, obciążenia trzeba rozkładać jeszcze delikatniej i mądrzej, bo ilość treningów, startów będzie lawinowo  rosnąć. Jeżeli dziecko jest zdolne, ma predyspozycje i będzie mądrze prowadzone, to wyniki przyjdą. Tylko jeżeli zabijemy radość na początku kariery i obarczymy dziecko presją wynikową od najmłodszych lat, to wypali się, zanim zdąży zaistnieć na światowych kortach. Częstym błędem jest wystawianie zawodnika zdolnego, ale młodego, do gry z dużo starszymi zawodnikami. Chęci przerastają możliwości. Przeciążenia, jakie znosi ciało zawodnika, nie pozostają beż wpływu na jego zdrowie w dalszym etapie kariery. Trzeba mieć szerszą perspektywę, czy chcemy wygrać dziś, czy wygrywać jutro i pojutrze.

Dom. Tutaj największa jest rola rodzica, by pomagał wspólnie z trenerem kształtować odpowiednie postawy. Sen przed turniejem, odpowiednie posiłki, higiena ciała i umysłu. To wszystko składa się na wynik sportowy. Jeżeli nauczymy dziecko, od najmłodszych lat, przygotować się fizycznie i mentalnie, to i w innych sferach życia osiągnie lepsze wyniki, nie tylko w sporcie. Ze swoich doświadczeń pamiętam, że uczestnictwo w turniejach, wymuszało większą dyscyplinę w szkole. Musiałem sam nadrobić zaległości, a zatem lepiej zorganizować czas, bo nie miałem go tyle, by go marnotrawić. Treningi nie przeszkadzały osiągać dobrych wyników w szkole, wręcz przeciwnie- uczyło koncentracji, dobrej organizacji, systematyczności. Dziecko musi nabrać pewnej rutyny i świadomości, że na trening, czy turniej musi się przygotować – strój, sprzęt, napoje, posiłki itp. Przygotowanie nie rozpoczyna się na rozgrzewce, ale co najmniej dzień wcześniej. Dlatego jestem zwolennikiem kupienia dziecku torby czy plecaka tenisowego, za który samo dopowiada – co w nim jest i pilnuje by mieć go ze sobą. Uczy samodzielnie rozwiązywać problemy jak np. ten poniżej – w korcie czy aut ? – pozwalam im rozwiązać problem 😉

IMG_9569RES

Wymaga to czasu na naukę, ale efekt pojawi się nie tylko na korcie, bo jak dziecko nauczy się pilnować torby tenisowej, to i plecaka szkolnego nie zgubi 😉 Także posiłki muszą być o odpowiedniej porze, nie tuż przed treningiem, bo z ciężkim brzuchem, ciężko biegać po korcie. Czy dziecko oglądało bajki do późna, czy miało odpowiednią ilość snu? Czy zapewnimy dziecku odpowiedni strój, sprzęt – np. bidon na picie, ręcznik i koszulka do przebrania? To wszystko należy wypracować wspólnie z trenerem. Ty ufasz trenerowi, a trener ufa tobie… tu już idziemy w kolejne dygresje, które może rozwinę w kolejnych wpisach – co powinna zawierać torba tenisowa 🙂

Kilka artykułów w tej materii:

http://www.junior.sport.pl/junior/1,143109,17523455,6_bledow_najczesciej_popelnianych_przez_rodzicow_malego.html

http://sportpozytywny.org.pl/publikacje/praca-z-malym-sportowcem–pomiedzy-frustracja-a-satysfakcja-nasze-zawodowe-refleksje-

Spokojnie, tylko spokojnie !

Natchnęło mnie do podzielenia się z wami swoimi spostrzeżeniami, po obecności na kilku turniejach i obserwacjach tego co się dzieje podczas gier. To także było, po części, tematem warsztatów psychologii sportu, w których brałem niedawno udział.

Taka scena – pociechy z zamiłowaniem biegają za piłką, a rodzice? Komentują i gestykulują tuż przy linii. Tylko ich samych spokój jest odwrotnie proporcjonalny, do ilości powtarzanego słowa spokój i odmienianego przez wszystkie przypadki. Miałem wręcz wrażenie, że rodzice rozmawiają sami ze sobą. „Graj spokojnie, spokojnie nic się nie stało, spokojnie gramy dalej, spokojnie nie panikuj, spokojnie tylko spokojnie…”. Tylko co widzi i jaki przekaz odbiera dziecko, które nie może skupić się na piłce i grze, bo rodzic ciągle mówi albo krzyczy o spokoju, a sam obgryza paznokcie, łapie się za głowę lub zrywa i zaraz siada na ławkę, albo w ogóle wychodzi z kortów? Śmiem twierdzić, że ze spokojem nie ma to wiele wspólnego. Koncentracja dziecka na grze jest niemożliwa, to i wynik jest gorszy od oczekiwanego – „przecież nigdy nie psułeś takich piłek” ! Nie psuło, bo nie było presji i zbędnych komentarzy! Samo uczestnictwo w turnieju, jest presją dla dzieci. Oczekiwania wynikowe i komentarze rodziców, tylko dokładają ciężaru, na barki maluchów. Taka sytuacja podcina skrzydła, zamiast wspierać i dodawać odwagi.

Ostatnie tygodnie w światku sportowym, bo nie tylko tenisowym, czy piłkarskim, to gorąca dyskusja nad filmem, który pojawił się z meczu piłkarskiego . Oto on :

Czy tak chcemy wyglądać stojąc z boku naszej grającej pociechy? To nie musi być sport, może być zwykłe malowanie czy pisanie. Tenis niestety, nie jest wolny od KOR= komitet oszalałych rodziców. Tzn. rodziców, którzy zapomnieli jaką rolę pełni dziecko, trener i rodzic. W tej układance, każdy musi mieć swoje miejsce i swoją rolę, które czasem się przenikają i zazębiają, ale w centrum ma być dziecko. Dziecko ma się rozwijać. Mając radość z gry będzie rozwijać się lepiej. Tenis 10 ma być kolorowy, oparty na grach i zabawach ruchowych oraz zdrowej rywalizacji. Nie wypaczajmy jej. Dajmy dziecku popełniać błędy, bo tak się uczy. Zdalnie sterowane z ławki, nigdy nie nabierze samodzielności, pewności siebie, czy umiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. Jako trener, na turnieju wielokrotnie łapie się na tym, że chciałbym podpowiedzieć coś swoim zawodnikom. Mam jednak świadomość, że to jest ich „klasówka”. Z tego, czego się nauczyli. Także moja, czego ich nauczyłem. Nie będę podpowiadał zawodnikowi „na klasówce”, żeby tylko lepiej ją zaliczył, a przez to fałszowałbym własny wynik pracy, jako trenera. To jest najtrudniejsze, bo przecież jak podpowiem, to być może wygra ten bieżący mecz, może się uda. Ja będę postrzegany jako lepszy trener, bo dziecko wygrało, tylko co to da na przyszłość? NIC. Może więcej popsuć, bo czy dziecko będzie w stanie samodzielnie pomyśleć i wprowadzić zmiany w kolejnej grze? Sterowane z boku nie ma szans pomyśleć i działać. To jest jego zadanie, on musi się z tym zmierzyć. Sam. To zaprocentuje na przyszłość, bo dziecko samodzielne, jest dzieckiem, które sobie poradzi w każdej, nawet trudnej sytuacji. Co z dzieckiem sterowanym, gdy rodzica nie ma lub nie podpowie? Strach i panika, bo w takiej sytuacji nigdy nie było. Samo nigdy nie decydowało. To będzie porażka i dziecka, i rodzica. Tylko charakter kształtuje się na całe życie. Sport może, ale nie musi być uprawiany wyczynowo. Na tym etapie, o którym piszemy, ma to być rozwijająca, kształtująca zabawa. Więc dajmy szansę dzieciom przed wszystkim bawić się, rozwijać i rywalizować. Dzieci łakną, dobrze prowadzonej rywalizacji. Dobrej = bez presji, z zawodnikami na podobnym poziomie- by móc wygrać i przegrać z uśmiechem, w komfortowych warunkach, na jasnych zasadach dla wszystkich.

DSCN0411poRES

Częściej to rodzice gorzej znoszą porażkę, niż dziecko. Dziecko tylko widząc brak akceptacji porażki czuje presję i to, że zawiodło oczekiwania najbliższych. Jeżeli przegra, ale w dobrej atmosferze, to nie będzie to porażka, tylko przegrany jeden mecz. Dajmy mu wygrać i przegrać „radośnie, pozytywnie”. O ile można, tak to nazwać. Chodzi o to, by nie wpadać w euforię po zwycięstwie i depresję po porażce. Nauczmy się pochwalić po przegranym meczu, jak i podpowiedzieć co można poprawić po wygranym, bo zazwyczaj jest na odwrót. Ja wierzę ogromnie w pozytywne, ale realne pochwały. Za to, co naprawdę było dobre. Oczywiście u najmłodszych, ilość pochwał, jest dużo większa. Nieco spada, wraz ze świadomością dzieci, wiekiem i poziomem sportowym. Dzieci szybko wyłapią fałsz i niecelne, sztuczne pochwały – bardziej odbiorą to, jako pocieszenie, a nie o to nam chodzi.

Turnieje, to jest czas, gdy dziecko musi wygrać i przegrać. To uczy i kształtuje charakter najmocniej! To od nas zależy jak będzie znosić porażki i zwycięstwa. To my – rodzice, trenerzy, środowisko, w którym dziecko się obraca, mamy największy wpływ. Dlatego najpierw zawsze zaczynamy turnieje w klubie. W środowisku, które dziecko zna i z przeciwnikami, których zna z treningów, ze szkoły, z klubu. Pod okiem swoich trenerów. Tutaj wszystko przyjdzie łatwiej. W kontrolowanych i komfortowych warunkach. Jak przejdziemy ten etap celująco, można próbować swych sił w innym środowisku. Inne korty, inni ludzie, nawet inne piłki, czy nawet zasady liczenia, są dla dziecka czynnikiem stresującym. Nie bądźmy nim my. Spokojnie, tylko naprawdę spokojnie – zacznijmy od siebie 🙂

Słowa Rafaela Nadala: „ Jako zawodnik możesz przegrać lub wygrać, musisz być gotowy na obie rzeczy. Ćwiczyłem samokontrole jako dziecko. Ale z wiekiem jedno i drugie przychodzi łatwiej”.

image-017poRES

W kolejnym wpisie spróbuję przedstawić swoją filozofię na współdziałanie w trójkącie zawodnik – rodzic – trener.