Klub tenisowy – czy w Polsce istnieje prawdziwy?

Co rozumiem pod pojęciem “prawdziwy klub tenisowy”? Taki, który jest w stanie wychować i zapewnić rozwój zawodnikom, od inicjacji – przyjmijmy 4-7 lat – do wkraczania w profesjonalną karierę tenisową. Taki który opiera swoje działanie na zasadzie piramidy – szeroka podstawa, aż po szczyt – czyli grę na poziomie ATP i WTA, który uda się osiągnąć niewielu. Po drodze wychowując cale grono osób, grających na poziomie rywalizacji OTK w kraju. Na razie zostawiłbym na boku, choć to trudne, sprawy finansowania takiej kariery. Pytanie czy i kto stawia sobie takie cele i szuka sposobu, buduje system, by to osiągnąć ?

Zawodnik czy zawodowiec?

W moim rozumieniu:

-Osoba pozostająca w systemie szkolenia, bez udziału w turniejach, choćby klubowych – to dla mnie są osoby po prostu grające w tenisa – tutaj widzę sporą szansę na upowszechnianie tego sportu miejsce dla programu tenis 10, cardio tenis, tenis express itp.

-zawodnik, to osoba grająca turnieje klubowe, amatorskie takie jak np. cykle Grand Prix Warszawy – dla mnie to osoby również poza obiegiem PZT, czyli SiA – bo tutaj po ATP(amatorski tenis polski) pozostało poletko do zagospodarowania, na co liczę ze strony władz związku, że zostanie dostrzeżone.

– zawodnik wyczynowy grająca na poziomie PZT – wyczyn wiąże się z podróżami na turnieje, punkty rankingowe, zintensyfikowany proces szkolenia itp, część osób nie myśli o graniu w tenisa zawodowo, pozostaje na tym poziomie. Traktuje to jako świetną szkołę życia – sport najlepiej kształtuje charakter. ( może moje podejście jest związane ze studiami na AWF, gdzie sport wyczynowy również był na poziomie krajowym). Przechodzi przez rożne poziomy i kategorie wiekowe Tenis10 u12, u14, jeszcze U16… potem wykruszają się z racji dużej dysproporcji miedzy nimi i zawodowcami.

– zawodowy tenisista, grający by prowadzić profesjonalna karierę i żyć z tego, przebija się przez turnieje TE, ITF, ATP czy WTA. Wymaga to ogromnego poświęcenia i zaangażowania – sztabu ludzi i sporych pieniędzy, jednak tego tematu nie unikniemy 😉

Potrzeba nam dzieci z takim przesłaniem.

“Za moich czasów…” czyli trochę marudzenia.

Może w zrozumieniu mojego punktu widzenia pomoże moja historia. Pochodzę z Piotrkowa Trybunalskiego, który znany jest na mapie tenisowej, bo jak na tak małe miasto, tenis zawsze tam prężnie działał. Był klub tenisowy. Ale brało się to z dość dużej powszechności i aktywności środowiska, ilości turniejów i imprez towarzyszących. W rocznikach było kilkanaście osób rywalizujących w turniejach. Mogliśmy sparować z kolegami rok, dwa, czy też jeszcze starszymi, ale też i młodszymi. Graliśmy single, ale też dużo debli, bo obłożenie kortów było duże i nie było tyle miejsca na indywidualne treningi. Na turnieje jeździliśmy grupą najczęściej z trenerem, organizacja był prostsza i koszty rozkładały się na wiele osób – np. wyjazdy pociągami czy busami. WTK, OTK, Drużynówki… wszystko było. Znajomości i przyjaźnie na lata. Współpraca.

Na swoim profilu FB Wiesław Kozica umieszcza ostatnio sporo archiwalnych materiałów, warto zajrzeć 😉 . Z wiekiem, ci ze słabszymi wynikami naturalnie odpadali z rywalizacji o puchary, ale często brali udział w WTK-ach i turniejach klubowych – mój brat nie rywalizował o czołówkę PZT, ale czynnie brał udział w treningach i turniejach, ma to doświadczenie na całe życie. Po nastu, jak nie kilkudziesięciu latach bez rakiety w ręku, wyszliśmy na kort i byłem zaskoczony, że jest w stanie dobrze grać – oczywiście czucia musiał poszukać, troszkę poprzypominać sobie.

Klub tenisowy.

Czy dziś są takie miejsca? Istnieją kluby, które wychowują zawodników od podstaw? Są programy, gdzie robi się nabory, selekcję? Dziś słowo selekcja nabrało negatywnych cech, bo chce nam się wmówić, że wszyscy jesteśmy sobie równi, a tak nie jest. Każdy sport wymaga nieco innych cech fizycznych i psychicznych. Nie każdy daje sobie rade w sporcie indywidualnym, a lepiej odnajduje się w grupowych grach. Niski, lekki będzie ćwiczył gimnastykę, a duży ciężki może trójbój siłowy, szybki – biegi krótkie, wytrzymały – długie dystanse itd. upraszczam. Kiedyś selekcja była naturalnym elementem doboru do różnych dyscyplin sportowych, ale to zaczynało się już w szkole, gdzie nauczyciele wyłapywali zdolnych i kierowali do sekcji, ale czy dziś takie sekcje, kluby istnieją? Czy mamy gdzie pokierować dzieci? Wróćmy do pytania – są dziś kluby prowadzące nabory, ale czy są w stanie poprowadzić zawodnika, aż do profesjonalnej kariery? Tu już odpowiedź nie jest taka oczywista.

Moim zdaniem nie. Patrząc na nasz tenisowy krajobraz, widać, że zawodnicy zmieniają kluby, trenerów, nawet miasta w poszukiwaniu lepszych dla siebie rozwiązań. Przynależność klubowa kiedyś odpowiadała miejscu, z którym zawodnik był związany. Dziś to tylko tabela w kolumnie na stornie PZT – potrzebna by brać dotacje. Ale może my nie potrzebujemy już klubów. Zmieniły się realia. Zawodnik ma dziś większe możliwości. Trener tenisowy, przygotowania fizycznego, fizjoterapeuta, psycholog- to nie sztab profesjonalnego zawodnika z list ATP, a wielu młodych adeptów. Czy zatem jest miejsce na klub tenisowy, czy są tylko takie, które często zostały w minionej epoce ze swoimi „działaczami” i trenerami z koszykiem, którzy szkolą, jak ich szkolono 40 lat temu.

Czy dziś jest miejsce dla klubów?Wymieniłbym jeden klub, może jeszcze kilka aspirujących, który tworzy pewien system i podwaliny pod to, ale chyba lepiej, by każdy sam się rozejrzał i pomyślał, włączył do dyskusji, nie chcę nikogo promować, nikomu ujmować. Już z kolejnym klubem mam problemy. Dlatego nawet w bliższej mi obecnie stolicy, nie widzę miejsca, które potrafiłoby zadbać i poprowadzić zawodników. Kiedyś taki plan przyświecał klasom sportowym w Tie breaku, z których wyszło parę osób próbujących grać na poziomie ITF i ATP. Ale to już przeszłość…

Trening tylko indywidualny.

A może przewrotnie powiem, że nie ma miejsca w tenisie na kluby, klasy sportowe. Na marginesie – ile klas sportowych tenisowych jest w kraju? Tie break, Radzionków, Kozerki i Sopot – tyle znam. To sport indywidualny i może ambicje indywidualnych osób zawsze wygrają i nie da się, w dłuższej perspektywie, utrzymać tylu EGO (upraszczam) w jednym miejscu. Może droga każdego jest tak różna i potrzeby tak zindywidualizowane, że wymaga to tak skupionego na jednostce programu, że wyklucza „klubowe” podejście. Może dziś to jest jedyna droga – ponieść ten koszt finansowy, czasowy i organizacyjny – indywidualnych treningów od najmłodszych lat? Rodzic jest często menadżerem/sponsorem/trenerem – o mojej wizji współpracy pisałem tutaj KLIK . Jak zdarza mi się słyszeć “ze słabszymi (niżej w rankingu) nie gram sparingów” – to będzie temat kolejnego wpisu! to się zastanawiam jak pogodzić to, w życiu klubowym lub indywidualnej ścieżce?

A może potrzebujemy hybrydy – klub tenisowy, takie podejście na początku- powiedzmy tenis 10 i U12 czy nawet U14, a dalej już indywidualna ścieżka dochodzenia do mistrzostwa ?

Chciałbym wierzyć, że da się zorganizować działalność klubu tenisowego od A do Z w jednym miejscu. Porozmawiajmy, jak to zrobić, by odżyło życie klubowe. A może zburzmy mit o klubach, niech każdy występuje pod imieniem i nazwiskiem, tylko z dopiskiem trenera – sprawdzimy na liście PZT LICENCJONOWANI TRENERZY kto kogo prowadzi? Po co wypłacać klubom nagrody za wyniki, skoro same nikogo nie wychowują, tylko “przejmują na papierze”. Proszę Was o opinie i komentarz. Zapraszam do dyskusji.

Lubię to zdjęcie, a Wam jak się podoba? No właśnie to była inna epoka 😉

Maciej